W ubiegłym roku, po śmierci ostatniego rodowitego mieszkańca podprzemyskiego Kopysna i wyprowadzce młodego ekologa, wieś opustoszała.
Cztery puste domy, resztki dawnych gospodarstw i sadów, piękne widoki na całą gminę Fredropol i absolutna cisza. Tak wyglądało Kopysno po śmierci Edwarda Kettnera i wyprowadzce Grzegorza Tomaszewskiego. Pierwszy był rodowitym mieszkańcem wsi, drugi przyjechał kilka lat temu znad morza, kupił dom i został.
Z powodu położenia na dużej wysokości - tuż obok znajduje się góra Kopystańka - wioska była i jest bardzo atrakcyjna dla turystów. Dodatkowy atut stanowi cerkiew i cmentarz. To na nim ubiegłej wiosny, pochowano starego Kettnera. Leży niedaleko swojego dziadka Alberta, który przyjechał tu z Austrii po I wojnie światowej - jako leśniczy.
Grzegorz sprzedał dom i przeprowadził się do Rokszyc. - Teraz ja tu będę mieszkać - mówi spotkany na drodze Jan Łuczak, zięć ostatniego rodowitego mieszkańca Kopysna. - Nie w weekendy czy w lecie, ale na co dzień. Jestem na rencie, mam czas, żeby tu coś poremontować i posiedzieć nad stawem. Poza tym obiecałem teściowi, że tego nie zostawię, że zagospodaruję. Poza Łuczakiem, który zarzeka się, że ożywi wioskę, nikt w Kopysnie nie mieszka. Właściciele pozostałych domów to spadkobiercy dawnych mieszkańców. Niektórzy mają względem swoich posesji poważne zamiary - oczyścić z chwastów, wyremontować, nawet pomieszkać, ale żaden jeszcze nie osiadł na stałe. - A ja, jak dobrze pójdzie, wrócę tu jeszcze i wybuduję dom - mówi Grzegorz Tomaszewski. - Rokszyce to nie to samo... - dodaje.
Nie jest tajemnicą, że Grzegorz i stary Kettner, choć tylko we dwóch zamieszkiwali wioskę, nie żyli w zgodzie. W konflikcie uczestniczyły rodziny, w tym zięć Kettnera: - Ale pogodziliśmy się ostatnio. I może już do tego nie wracajmy - mówi Jan Łuczak. - Moim zdaniem Kopysno nie wymrze. Ostatnio kupiło tu ziemię małżeństwo z Warszawy. Będą się budować. Młodzi, wykształceni. Teraz, kiedy są komputery i internet, można pracować w domu - tłumaczyli. A dzisiaj też jacyś warszawiacy przyjechali. Poszli na Kopystańkę. Bo dzisiaj ludzie są zmęczeni miastami. To się będzie nasilać. I dlatego prędzej czy później wioska ożyje.